Pokazywanie postów oznaczonych etykietą łamanie praw obywatelskich. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą łamanie praw obywatelskich. Pokaż wszystkie posty

sobota, 31 października 2015

Postulaty do nowego Parlamentu Polski

1. Platfusowy zakaz uboju gospodarczego - WON!
2. Platfusowy zakaz sprzedaży świeżego mięsa, wędlin, serów, jogurtów itd. bezpośrednio z gospodarstw - WON!
3. Usunąć z Konstytucji Polski doklejone w złej wierze sformułowanie:
"o ile ustawa nie stanowi inaczej"

Chodzi m.in. o to, że skoro Konstytucja Polski stanowi, że każdy Polak jest wolny,
to żadna ustawa nie może mu tej wolności odebrać nawet na kilka minut bez bardzo poważnego powodu typu zagrożenie życia lub zdrowia.

Nie może być takich sytuacji, że sędzia odbiera niewinnej, nieskazanej osobie wolność i naraża na szykany policyjne tylko po to by ją zmusić do zbędnych badań psychiatrycznych - trzecich z kolei. To jest zamach na podstawowe wolności każdego wolnego obywatela.

Ja się na to nie godzę. Państwo i jego instytucje powinny chronić swoich obywateli, a nie na nich się zasadzać, napadać i upokarzać.

Każdy człowiek ma prawo do zachowania godności osobistej.
Żaden urzędas nie ma prawa upokarzać i poniżać, odbierać wolność i godność ludzką żadnej niewinnej, niegroźnej, nieskazanej osobie.

Jeżeli legislatorzy przemycili taką możliwość psując prawo - powinno to zostać szybko naprawione i na przyszłość uniemożliwione.

Konstytucja RP powinna zawierać niezłomne zasady zabezpieczające podstawowe prawa ludzkie.

Nasza Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej była bardzo dobra.
Platfusy i czerwony beton ją zeszmaciły.

PiS to musi szybko naprawić by niewinni ludzie nie cierpieli i nie byli poniewierani tak jak Indianka, Waldemar Deska czy doktor Kękuś i wielu innych.

Szczytem obłudy jest twierdzenie, że państwo zarządzane przez PO jest państwem sprawiedliwym, bezpiecznym, troskliwym, opiekuńczym. Nic podobnego.

PO pozwala by pacjent umierał na ulicy bez pomocy medycznej.
PO porywa dzieci biednym rodzinom zamiast im pomóc finansowo i materialnie.
PO ukradła emerytury (pieniądze emerytom z Otwartego Funduszu Emerytalnego).
PO truje naród (PO zalała kraj chemiczną, genetycznie modyfikowaną, rakotwórczą żywnością głównie z Zachodu - dba o cudze interesy kosztem zdrowia i bogactwa Polaków).
PO zwalcza rodzime rolnictwo (masa zakazów i kosztownych nakazów przy jednocześnie najniższych w Europie dopłatach rolniczych).
PO zwalcza mandatami wolny handel żywnością na wsi (zakaz sprzedaży mięsa, wędlin, mleka, nabiału w tym sera, jogurtów, jaj i przetworów z gospodarstw).
PO urządza łupieżcze zasadzki na kierowców zamiast remontować i budować dobre drogi.
PO wygnało z kraju za chlebem całe młode pokolenie. W Polsce nie mają szans na dobre życie.
PO wyprzedaje polskie ziemie obcym.
PO wynaradawia Polaków wmawiając im że wszystko co typowo polskie jest złe.

Reasumując:
PO to samo zło!
WON z Polski, larwo co niszczysz ten kraj i Naród!

piątek, 23 października 2015

"Dołek"

Poniższy opis dotyczy piątku, dnia 16 października 2015 roku.

Policjantka Bachor i dzielnicowy Wars po uprowadzeniu Indianki z jej domu pozwolili sobie zaprowadzić niegroźną, nieskazaną, niewinną osobę na tak zwany "dołek". Było to nadużycie władzy, albowiem tego typu osób nie prowadza się do takich miejsc, gdyż nie ma to żadnego uzasadnienia i potrzeby.

To nie był groźny przestępca czy pijany awanturnik, lecz zwykła, spokojna osoba. Wystarczyło zaprowadzić na komendę do pierwszego z brzegu pokoju by tam dopełnić formalności. Zaprowadzenie na "dołek" nie miało żadnych podstaw. Był to raczej chwyt psychologiczny mający na celu upokorzenie i zastraszanie osoby typu: "Jak będziesz składać zawiadomienia na matkę policjanta - naszego kolegi - to wylądujesz w więzieniu pod byle pretekstem".

Wpierw weszli na komendę policji w Olecku. W "akwarium" siedział Indianki "ulubiony" dyżurny Grzegorz Mikulski. Z zadowoleniem ujrzał Indiankę w roli aresztowanej. Widać to było już zaplanowane z góry gdzie ma iść niewinna Indianka, bo na retoryczne pytanie Bachora "Na dołek?" - dyżurny skwapliwie i z szerokim uśmiechem bez wahania przytaknął.

Bachor też się świetnie bawiła. Z gęby nie schodził jej złośliwy uśmiech.
Zaprowadzili Indiankę do celi przesłuchań. Przez kratkę Bachor zadawała Indiance pytania pisząc protokół z zatrzymania w przyległym do celi pokoiku. Między innymi zapytała, czy Indianka choruje na coś przewlekle. Indianka wymieniła: zaawansowana niedoczynność tarczycy, reumatyzm, słabe serce, choroba lokomocyjna.

Bachor w protokole wpisała: zdrowa. Czyli skłamała.

Potem Bachor gdzieś poszła, a protokół kończył dzielnicowy Wars.
On na żądanie Indianki poprawił wpis w protokole i dopisał wymienione przez Indiankę choroby.

Indianka zapytała, czy może iść do ubikacji. Bachor ją zaprowadziła i stała nad nią gdy Indianka załatwiała się w odsłoniętej do połowy ubikacji.
Drzwi do tej ubikacji miały tylko połowę wysokości normalnych drzwi, także policjantka widziała Indiankę, gdy ta się załatwiała. To też było nadużycie.
Indianka nie jest groźnym przestępcą który miałby chęć czy powód by uciekać z ubikacji. Nie było uzasadnionej potrzeby by ingerować w prywatność Indianki. Załatwianie potrzeb fizjologicznych to rzecz intymna.
W takiej sytuacji policjantka powinna była wykazać się dyskrecją, a nie nahalnym sterczeniem nad osobą. U policjantki widzimy tutaj ewidentny brak kultury osobistej i wręcz żenujące nadużycie stanowiska.

Indianka czekała na ten transport do Węgorzewa od dawna i dziwiła się, że tak długo go nie było.
Co prawda nie miała ochoty być gdziekolwiek wywożona, ale chciała mieć to badanie już z głowy. Policjanci o tym wiedzieli. Indianka dzielnicowemu już dawno powiedziała, że gdy będzie transport ona nim spokojnie pojedzie. Prosiła, by jej drzwi do domu nie wyważać i okien nie wybijać, tylko normalnie zadzwonić na komókę lub zapukać do drzwi.

Potem dzielnicowy zaprosił ją do pokoiku przyległego do celi (widać uznał, że po zrobieniu kupy w ubikacji aresztu przestała być groźnym przestępcą bezwzględnie wymagającym zamknięcia w celi z kratami), gdzie wyjął akta sprawy kradzieży rowera Indianki i akta sprawy pokaleczenia zwierząt Indianki przez Wąsa. Poprosił, by podpisała swoje zawiadomienia wysłane emailem miesiące temu i do tej pory nie rozpatrzone i pozbawione postępowania.

Za plecami Indianki huknął męski głos: DZIEŃ DOBRY!!!
Obejrzała się nieśpiesznie. To policjant Piotr Kacprzyk - szef dzielnicowych.
Przełożony Warsa i dobry kolega syna świetliczanki z Sokółek.
Chyba liczył na to, że Indianka się zlęknie, ale wymęczona jazdą na komendę Indianka ani drgnęła.






Uprowadzenie - opis transportu z dnia 16 października 2015

Opis niniejszego transportu dotyczy piątku, dnia 16 października 2015 roku.

Do transportu niewinnego cywila, osoby nieskazanej, nie poszukiwanej listem gończym, nigdy nie karanej, samotnej, ciężko pracującej rolniczki odpowiedzialnej za stado zwierząt, skierowanej postanowieniem sędziny li tylko na parogodzinne badania psychiatryczne i to właściwie nie wiadomo po co, skoro obwiniona (rzekomej winy nie udowodniono) o rzekomo bezzasadne wezwanie policji (faktem jest, iż od półtora roku ma miejsce złośliwe nękanie Indianki przez lokalną świetliczankę, matkę policjanta) oświadczyła na sprawie, że jest psychicznie i umysłowo zdrowa oraz nigdy nie była psychiatrycznie leczona, ani takiego leczenia nie wymagała, ani nie wymaga, mało tego - była już wcześniej dokładnie zbadana przez trzyosobową komisję i biegły psychiatra orzekł, że jest zdrowa zarówno psychicznie jak i umysłowo - podstawiono wielkiego busa z klatką z tyłu.

Indianka cierpi na chorobę lokomocyjną od dziecka. Długa jazda telepiącą się budą, którą rzuca po dziurawych mazurskich drogach jak handlującym Żydem po sklepie doprowadza ją do mdłości a nawet omdlenia lub wymiotów. Nadto ma klaustrofobię - źle znosi małe, ciasne pomieszczenia. Dusi się w nich i wpada w panikę. Poinformowała o tym policyjną parę. Poprosiła by pozwolili jej usiąść na siedzeniu w przedniej części radiowozu. Dzielnicowy odmówił.
Kazał jej usiąść w tej małej, ciasnej, niewygodnej i dusznej klatce.

Mogę zwymiotować. - ostrzegła Indianka.
Nieszkodzi, umyje się auto. - odrzekł rezolutnie dzielnicowy Wars.

Zatrzymana i doprowadzana na badanie psychiatryczne czy psychologiczne osoba, ma prawo powiadomić o tym rodzinę, adwokata - kogo chce. Wszak na farmie zostały jej zwierzęta bez opieki, w sumie na cały dzień. Jest potrzeba, by sprowadzić kogoś do opieki na czas badania skierowanej.

Niestety, policyjna para w składzie Wars i Bachor zabronili Indiance powiadamiać kogokolwiek. Tym samym złamali prawo. Mało tego, gdy ukradkiem zadzwoniła do Kamyka by poprosić go by przyjechał na rancho przypilnować zwierząt i by powiadomił o sytuacji Mamę Indianki - dzielnicowy wyrwał Indiance telefon, zabrał jej plecak z jej rzeczami w tym z drugim telefonem i założył Indiance kajdanki. Zatrzasnął drzwi więziennej klatki i ostro ruszył po wertepach. Jechali szybko. Więzienny bus gwałtownie podskakiwał na wertepach.
Indiance żołądek podszedł do gardła. Zemdliło ją. Zrobiło jej się słabo. Miała odruchy wymiotne. Walnęła w ściankę klatki krzycząc, że się źle czuje, by otworzyli okno.
Nie otworzyli okna. Indianka osłabła. Dostała dreszczy. Żołądek czuła w gardle. Była na czczo, więc nie mogła zwymiotować. Okropnie źle się czuła. Rozpłakała się. Na wpół żywą i zemdloną dowieźli ją na parking przed komendą. Tam oddała dzielnicowemu kajdanki z których się uwolniła w klatce.




sobota, 17 października 2015

Wrogie wtargnięcie do domu i uprowadzenie

W piątek o świcie do Indianki domu gwałtownie wdarła się para policjantów - dzielnicowy Wars i brunetka Marta Bachor (zaiste nieznośny bachor - ta sama osoba co nielegalnie i wbrew prawu zabroniła Indiance przychodzić do świetlicy gdy Indianka wezwała patrol w związku z dokuczaniem jej przez świetliczankę Krychę nota bene matkę policjanta) - bez nakazu przeszukania domu i bez okazania nakazu zatrzymania. Tym samym dopuścili się nadużycia.
Kazali Indiance z nimi jechać. 
Rozwarli drzwi wejsciowe szeroko wpuszczając mróz i wyziębiając chałupę i nie pozwalali przymknąć.

Policjantka bezceremonialnie minęła Indiankę w drzwiach wejściowych i wtargnęła w głąb jej domu. Rozkraczyła się na środku kuchni. Wyraźnie dobrze się bawiła swą rolą. Była bardzo zadowolona z siebie i z nieprzyjemnej sytuacji jaką stworzyła w domu Indianki. 

Indianka chciała się przebrać i ciepło ubrać.
Rozkraczona policjantka rozkazała, że Indianka ma jechać w piżamie.
Indianka na to, że jest zimno, a ona przeziębiona i się rozchoruje bardziej jak znowu wymarznie. Zaczęła po omacku szukać swoich ubrań.
Policjantka prowokacyjnie stanęła w przejściu tak, że nie było jak przejść by się ubrać. Indianka z trudem przeciskała się obok bezczelnej policjantki, która raz po raz zagradzała Indiance drogę w ten sposób, by maksymalnie utrudnić Indiance znajdowanie ciepłych ubrań i przebieranie się. 

Indianka chciała się załatwić. Na to policjantka, że pójdzie z Indianką i będzie nad nią stała. Oburzona Indianka zrezygnowała. Ubrała się i zaczęła zbierać wpuszczone przez policjantkę z dworu do domu kury i psy. Drzwi cały czas policjanci trzymali otwarte na oścież. Wygonione przez Indiankę kury ponownie szturmowały dom przez szeroko otwarte drzwi. Wiało. Zimny przeciąg przeszywał dom Indianki. Z trudem wygnała kury. Wzięła plecak z dokumentami - oczywiście w natarczywej obecności wrogiej kobiety w mundurze. 
Zamknęła dom. Zamknęła psy na ganku. Spuściła z uwiązów przygotowane do dojenia kozy.

- A kto teraz wydoi kozy? - zaniepokoiła się Indianka.
Kto napoi i wykarmi zwierzęta? Prosiłam pana by mnie pan dzień wcześniej uprzedził, abym się przygotowała do tego transportu! Miał pan dzwonić! - powiedziała z wyrzutem Indianka do dzielnicowego. 
- Dzwoniłem.
- Nie dzwonił pan. Numer by mi się wyświetlił.
- Dzwoniłem wczoraj do urzędu gminy w Kowalach Oleckich i mają kogoś przysłać do opieki nad zwierzętami.
- Kogo przysłać? Kto zadba o moje zwierzęta?
- Sołtysowa ma przyjść pilnować zwierząt.
- Sołtysowa??? Gdzie ona się będzie opiekowała moimi zwierzętami!!!

Jak się później okazało, faktycznie nikt się nie opiekował zwierzętami Indianki. Psy, koty, kury - cały dzień głodne :(((
Owce, kozy i konie jakoś sobie poradziły bo jest jeszcze trawa, a wodopój na Indianki polu. Wieczorem gdy Indianka wróciła przywitały swoją panią stęsknione.

Aresztowania dokonano w związku ze sprawami:
 "bezzasadne wezwanie policji" oraz "wypas zwierząt". 
Szok! W jednej i drugiej sprawie stronami są bliscy krewni policjantów. Matka policjanta ("bezzasadne wezwanie") oraz brat ("wypas zwierząt").
Pytania? Jasne o co chodzi?

Indianka