Indianka nie ma gotowej rozpałki, więc szykuje sobie co palenie nową.
To papier, karton, drzazgi, trociny, drobne, wysuszone szczapki.
Rozpala ogień najpierw w piecu kaflowym w garsonierze, bo prędzej są tego palenia efekty no i łatwiejszy dostęp do pieca i palenisko trochę większe niż w piecokuchni, więc łatwiej w nim manewrować szczapami.
Gdy w piecu kaflowym powstanie żar, bierze ten żar na metalową szuflę i znosi do piwnicy do piecokuchni. Podkłada żar na oczyszczony z popiołu ruszt, kładzie na niego drobniejsze szczapki i w ten sposób rozpala piecokuchnię.
Paląc jednocześnie w piecu kaflowym i w piecokuchni, zauważyła, że efekty są odczuwalne prędzej przy paleniu w piecu kaflowym. Po kilku godzinach w garsonierze jest wyraźnie cieplej, a sam piec nagrzewa się i zaczyna emanować ciepło poprzez kafle. Natomiast piecokuchnia nie daje odczuwalnego ciepła, chociaż temperatura wody w instalacji wzrasta do kilkunastu a potem dwudziestu paru stopni – ale to po wielu godzinach palenia. W pokojach okna stają się przejrzyste – z szyb znika mróz i mgła, widać że cieplejsze powietrze porusza liście roślin i robi się minimalnie cieplej w pokojach, ale nie oznacza to że ciepło. Piecokuchnia jest za słaba do ogrzania tego domku. To dziwne, bo w danych pieca podano moc grzewczą 13kw, więc powinno wystarczyć. Być może określono tę moc grzewczą dla węgla lub koksu, a mokrawe drewno olchowe nie jest w stanie wygenerować takiej wysokiej temperatury co węgiel, niemniej jednak, Indianka porównując efekty palenia w swoim dawnym stalowym piecu kuchennym z efektami palenia w piecokuchni – jednak widzi słabość i niską wydajność tej ostatniej. Po prostu ta piecokuchnia się nie sprawdza do tego jest wysoce drewnożerna, a jej obsługa pracochłonna, a nawet męcząca wielce.
Nie stać Indianki na piec za 8.000zł – kupiła najtańszy jaki znalazła w Polsce – za 1300zł. Teraz trzeba mu dodatkowo wstawić rury spalinowe za ponad 500zł, by był w stanie ogrzać choć dwie kuchnie i podgrzać nieco temperaturę w całym domu. Gdy temperatura ogólna w domu będzie wyższa to i kaloryferom będzie łatwiej nagrzać pokoje i łazienki. Także drzwi wejściowe okazały się porażką - zamiast zatrzymywać ciepło – wpuszczają masę mrozu. Są oblodzone, zimne i nieszczelne, a tanie nie były – niemal 1500zł za sztukę. Trzeba będzie je przełożyć do wewnątrz domu, a w ich miejsce wstawić solidne, drewniane, tym razem bez szybek. Także okna w domu trzeba zabezpieczyć chociażby karniszami z grubymi kotarami oraz wejścia do łazienek zasłonami, aby para wodna nie przemieszczała się do sypialni i nie zawilgacała pomieszczeń.
Wiele jest do zrobienia, do wykończenia, do przerobienia, a tu dopłat nie ma i długo nie będzie, bo Indianka kontrolę w listopadzie miała. Fatalnie się składa. Wszyscy we wsi już dostali dopłaty i mają bogate stoły świąteczne, a u Indianki bieda i dom rozgrzebany w remoncie. Każdy pożyczony grosz idzie na remont. W domu zimno, nieprzyjemnie. Palenie w piecokuchni męczące jest, a daje mizerne efekty. Tylko długa rura spalinowa może pomóc. Chociaż ona będzie nagrzewać natychmiast powietrze.
Indianka w wolnej chwili zajrzy do schematu piecokuchni i określi, co sprawia, że ona tak cienko działa. Zaprojektuje nowy piec i latem go każe zrobić i wstawić w miejsce tej rozczarowującej piecokuchni. Łazienki są do wykończenia, kuchnie do kapitalnego remontu. Aby chociaż łazienki wykończyć przed wiosną się udało. Teraz dodatkowe utrudnienia w postaci niskich temperatur i braku dojazdu do gospodarstwa znacząco wydłużają remont, bo ciągle czegoś brak by porządnie wykończyć instalację lub ściany, a tu nie ma jak tego dostarczyć, bo znów droga zawiana po pas śniegiem, bądź konieczność cięcia, rąbania i podkładania drewna do piecy zabiera mnóstwo czasu, niezbędnego do ogarnięcia domu.
Także zaprawy w niskich temperaturach słabo schną.
Indianka prze do przodu z tym remontem, bo chce zdążyć przed wiosną dom wyremontować by móc wynajmować pokoje turystom i zacząć zarabiać na życie i by mieć na dalszy remont domu i jego doposażanie. Gdyby nie musiała rok temu oddać dla KRUSu 6000zł to by rok temu ten remont zrobiła i teraz już by było znacznie mniej do wykończenia i można by było spróbować urządzić Sylwestra, a tak Indianka przyblokowana ze swoimi planami. KRUS nawet odsetek od 6000zł nie umorzył i ściągnął z Indianki dodatkowo 2500zł z czego niemal połowę z jej odszkodowania za wypadek w lutym 2010r.
Indianka najchętniej odcięłaby się od wszelkich instytucji, bo one więcej biorą niż dają w zamian. Indianka podejrzewa, ma wręcz pewność, że gdy przyjdzie pora wypłaty rolniczej emerytury – g....no dostanie, bo ten system ubezpieczeń jest tak niesprawiedliwie i wadliwie skonstruowany. Indianka w 2003r. też miała wypadek i g.... no za niego dostała, chociaż był poważniejszy niż ten w lutym 2010r. Nawet jej nie umorzono odsetek od składek, bo wg KRUSowskich przepisów „roszczenie przeterminowane”. Nikt Indiance w 2003r. nie powiedział, że należało jej się jakieś odszkodowanie, jakieś chorobowe.
Nikt się nie zainteresował, czemu przestała wtedy płacić składki i co się z nią działo. Że była kontuzjowana i głodna i żyła w strasznych warunkach materialnych. Teraz warunki nadal są fatalne, ale chociaż instalacja wodna częściowo wymieniona i zrobiona no i to centralne choć wadliwe ale jest.
W 2003r. nie skorzystała wtedy z odszkodowania, ani chorobowego, ale składki za ten okres musiała zapłacić plus odsetki od nich. Nie ma sprawiedliwości. Instytucje sprawnie wyciągają z ludzi pieniądze na składki, podatki, ale w zamian bardzo niechętnie cokolwiek dają.
To ciekawe, że po 6 latach obowiązek wpłacenia zaległych składek nie przemija, natomiast przemija prawo do odszkodowania z tytułu wypadku.
W 2003r. Indianka spadła ze strychu na beton i miała wstrząs mózgu i wybity bark, naderwane ścięgna. Trafiła na półtoratygodnia do szpitala. Wyszła na własną prośbę wcześniej, bo w domu psy same bez opieki zostały no i jej skromny, ale majątek.
Psy nie były same przez półtora tygodnia, lecz krócej. Chyba dzień.
Gdy zdarzył się Indiance wypadek w domu był Sławek.
On karmił psy.
Gdy zaś on został skatowany na wsi i trafił do tego samego szpitala, na ten sam oddział, gdzie była Indianka, to wówczas Indianka nie miała wyjścia i musiała się wypisać ze szpitala szybciej, zanim całkiem wyzdrowiała.
Przez 8 miesięcy nie mogła władać ręką – bolał stłuczony bark, nie mogła do góry podnieść ręki. Powinna była dostać za to odszkodowanie, chorobowe – nie dostała nic, ale kierowniczka KRUS po latach zmusiła ją by zapłaciła składki za tamte lata wraz z odsetkami i głucha była na podania Indianki aby umorzyć jej chociaż odsetki od tych składek. Bezduszne, nieludzkie instytucje, obsługiwane przez ludzi zimnych jak roboty, kierujących się prawem, które takie zimne, nieludzkie postawy usprawiedliwia. Specjaliści od prawa i administracji mówią, że Polska jest jednym z najbardziej nieprzyjaznych dla człowieka krajem jeśli idzie o traktowanie człowieka przez instytucje i prawo. To chyba jeszcze pozostałość z czasów komuny, kiedy pojedynczy człowiek był tu niczym, był dla władz nic nie znaczącym robolem bez prawa głosu i w ogóle jakiegokolwiek prawa.
Kapitalistyczna Szwecja była i jest bardziej socjalistyczna niż socjalistyczna Polska była – tam dbało się i dba o rodzinę, o dzieci, o bezrobotnych, o młodzież studiującą, o emerytów.
Tutaj w urzędzie petent dla urzędnika to był natręt, który przeszkadzał pić kawę.
Chyba coś z tamtych czasów jeszcze zostało.
Masz płacić i nic nie chcieć, a jak coś nie daj Boże zachcesz, to będziesz sprawdzany jak jakiś kryminalista, bo urząd jakby z góry zakłada, że każdy petent to naciągacz. Nawet jak cię sprawdzi, że faktycznie zły stan zdrowia, był wypadek, złe warunki materialne, brak dochodu – to i tak ci nie umorzy odsetek od składek. Przyjdzie kiedyś czas wypłat emerytur – gó...no z tych składek będzie. To co teraz wyciągają z rolników, te składki – przecież one nie są inwestowane, pomnażane... Za lata te składki, ich suma będzie symboliczna.
Może starczy na paczkę papierosów?
Teraz za takie 8500zł Indianka mogłaby zrobić podstawowy remont chałupy by stworzyć sobie godne do życia warunki jakie ma np. taka pani kierownik KRUS w swoim domu i by stworzyć sobie miejsce pracy przy obsłudze ruchu agroturystycznego = a tymczasem KRUS połknął 8500zł i remont stoi kolejny rok i kolejny rok Indianka nie ma z czego żyć. Za te 8500zł mogłaby kupić porządny piec, który by ogrzał cały dom, a tak marznie kolejny rok w niedogrzanym domu i zapadając coraz bardziej na zdrowiu. Ważne, że pani kierownik ma co miesiąc pensję i jest z siebie nieziemsko zadowolona, jak to dokopała biednej, samotnej rolniczce, która od lat zaharowuje się, by zagospodarować gospodarstwo i by zdobyć środki na remont domu i stworzenie sobie miejsca pracy zarobkowej.
W takim dość smętnym nastroju chodzi zmarznięta Indianka po chałupie i głośno mówi, co myśli na temat pani kierownik KRUS i jej podobnym przeszkadzaczom i utrudniaczom indiańskiego życia...
Ona ma zapewne bogaty wigilijny i świąteczny stół - a Indianka nawet stołu nie ma...